Eryk Łażewski, Fronda.pl: Unijna Komisarz do spraw równości Helena Dalli poinformowała, że 6 polskich miast nie otrzyma środków finansowych na projekty mieszczące się w ramach programu „Partnerstwo miast”. Nie ma jeszcze podstaw formalnych tych decyzji, ale już pojawiły się opinie, że prawdopodobnie chodzi o przyjęcie przez te 6 miejscowości uchwał o mieście jako strefie wolnej od LGBT, lub o przyjęciu Karty Praw Rodziny jako obowiązującej. Czy Pan też uważa, że takie są powody wspomnianych decyzji finansowych?

Ryszard Czarnecki, europoseł PiS: Wolałbym wypowiadać się w momencie, kiedy będziemy więcej wiedzieć o tej dość tajemniczej sprawie. Ponieważ – póki co – tak naprawdę wiemy niewiele. Media lewicowo-liberalne natomiast, dużo się domyślają, sugerując, że jest to kara dla samorządów, które w kontrze do wprowadzenia Karty LGBT przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego sprzyjającego PO przyjęły wspomniane wyżej dokumenty. I to jest jedno.

Natomiast rzeczywiście, na razie nie słychać o żadnych podstawach formalno-prawnych takiej decyzji. Obecnie zatem, mamy do czynienia z pewnym wymiarem propagandowym, medialnym całej tej historii, a nie naprawdę z czymś, do czego można by się ustosunkować w wymiarze prawnym. Jeżeli takie decyzje nastąpią, doradzałbym tym samorządom, aby się od nich odwołały, powołując się właśnie na kwestie formalno-prawne. Ale także na zasadę, która legła u podstaw stworzenia Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, a potem EWG: zasadę „jedności w różnorodności”.

A czy polskie władze centralne są w stanie zmieniać takie decyzje, ewentualnie wpływać na ich zmianę?

Na pewno mogą zapytać jakie były powody formalno-prawne. Na jakich podstawach takie decyzje zostały podjęte, czy też zapowiedziano ich podjęcie. Bo wydaje się, że mają one charakter bezprecedensowy.

Ci, którzy w Brukseli je podejmują, muszą również zdawać sobie sprawę z tego, że de facto będą się przyczyniać do wzrostu nastrojów eurosceptycznych, a nawet euronegatywistycznych w Polsce. Jesteśmy narodem przekornym, bardzo nie lubiącym, jak ktoś z zewnątrz nas ustawia, porządkuje, stawia do pionu. I mówi co mamy robić, przyjmować, na czym się wzorować.

Takimi działaniami Unia Europejska, czy też część jej instytucji, pisze scenariusz, w którym patrzy się na relacje z krajami członkowskimi w perspektywie kilku dni, czy kilku miesięcy, a nie w perspektywie lat. Przecież tego typu decyzje czy działania mogą rzeczywiście doprowadzić do nastrojów niechęci, czy negacji. Zwłaszcza – uwaga - w takim kontekście, że za około osiem, dziewięć lat Polska stanie się płatnikiem netto. Składka polska do kasy członkowskiej Unii będzie większa, niż to, co będziemy stamtąd brali. I wówczas tego typu decyzje – połączone z faktem, że mamy taką Unię, która nam jeszcze narzuca płacenie – mogą spowodować dosyć spore reakcje niechęci do instytucji Unii, do Unii jako takiej.

Gdy przyjmowano Polskę do Unii Europejskiej, jej zwolennicy twierdzili, że obecność naszego kraju w UE nie naruszy zasad wiary i moralności chrześcijańskiej. Przeciwnicy Unii sądzili, że będzie wręcz odwrotnie…

Dobrze, że pan to przypomniał. Jest dokładnie tak, jak pan powiedział. Słyszeliśmy wówczas głośne skandowanie, że sprawy moralno-obyczajowe to jest kompetencja poszczególnych krajów i Unii nic do tego.

Władze Unii Europejskiej zaprosiły wtedy nawet reprezentację Episkopatu Polski do siedziby Komisji Europejskiej w Brukseli, gdzie widok ludzi w sutannach zaszokował urzędników Komisji nie przyzwyczajonych do tego rodzaju widoków. Wręcz, wychodzili oni ze swoich pokojów, żeby zobaczyć, co się dzieje.

Natomiast rzeczywiście wydaje się, że ktoś, kto wtedy żył w Polsce, może teraz powiedzieć, że wchodził do innej Unii Europejskiej, niż ta, która jest obecnie.

Więc wydaje się, że ci, którzy ostrzegali przed Unią, mieli chyba jednak rację!

Nie jestem tutaj obiektywny, ponieważ ze względu na warunki przyjęte przez rząd SLD-PSL, a Polsce narzucone w negocjacjach akcesyjnych dotyczących naszego wejścia do Unii Europejskiej, głosowałem wówczas przeciwko wejściu do Unii. Choć był to przede wszystkim protest przeciwko warunkom, na jakich tam wchodziliśmy.