Ostatnia deklaracja prezydenta USA, że masakra Ormian w Imperium Osmańskim w 1915 r. stanowi ludobójstwo, wywołała zdecydowany protest władz w Ankarze. Turcja w ostatnich latach coraz bardziej oddala się politycznie od Zachodu, ale pozostaje drugą siłą militarną i ważnym sojusznikiem w NATO. W epoce „post-erdoganowskiej” Turcja powinna mieć możliwość zaangażowania się w sojusze świata zachodniego, na nowo z czystą kartą. Dokąd zmierzają bilateralne relacje Ankary z Waszyngtonem i innymi krajami Sojuszu Północnoatlantyckiego?

Oświadczenie Bidena „poważnym błędem”?

Wygłoszona w kwietniu 2021 r. deklaracja prezydenta USA, że masakra Ormian w Imperium Osmańskim w 1915 r. stanowi ludobójstwo, wywołała oburzenie władz w Ankarze. Rząd turecki uznaje śmierć około 1 miliona Ormian w czasie I wojny światowej jako wynik działań wojennych, a nie celową czystkę etniczną tej chrześcijańskiej grupy etnicznej. W odpowiedzi na oświadczenie Bidena, minister spraw zagranicznych Turcji podkreślił zdecydowanie, że nie zgadza się ze stanowiskiem USA. Słowa prezydenta Bidena, jak dodał, nie mogą zmienić historii, ani przepisać jej na nowo. Uznano, że oświadczenie amerykańskiej głowy państwa było „poważnym błędem”, który „podważa wzajemne zaufanie i przyjaźń”. Tureckie ministerstwo spraw zagranicznych wezwało ambasadora USA Davida Satterfielda, oznajmiając mu, że ostatni krok Waszyngtonu spowodował „trudną do naprawienia ranę w stosunkach bilateralnych”.

Z kolei, amerykańskie media podkreślają, że Erdogan to autorytarny islamista, który jest u władzy od 2003 r. Wskazuje się na jego trudne relacje z USA i incydent z 2017 r. związany z użyciem siły wobec pro-kurdyjskich i pro-ormiańskich demonstrantów (obywateli USA) przez piętnastu ochroniarzy Erdogana. Miało to miejsce w pobliżu Białego Domu po spotkaniu z ówczesnym prezydentem Trumpem. Oskarżenia przeciwko 11 z nich zostały wycofane w 2018 r. ale po ataku, Kongres zablokował sprzedaż uzbrojenia do Turcji.

Walka na słowa w cieniu konfliktu o Górski Karabach

Konflikt dyplomatyczny między Waszyngtonem i Ankarą nastąpił w czasie utrzymujących się wciąż napięć azersko-armeńskich w regionie sąsiadującym z Turcją. Strona turecka ostrzegła Stany Zjednoczone, że może być zmuszona do dalszych ograniczeń ruchu na przejściach granicznych z Armenią. W listopadzie 2020 r. Armenia była zmuszona oddać Azerbejdżanowi kontrolę nad znaczną częścią Górskiego Karabachu. Tureccy urzędnicy stwierdzili, że rozważane po tej wojnie ponowne otwarcie granicy turecko-armeńskiej może nie dojść do skutku, jeśli Biden uzna wyderzania z 1915 r. za ludobójstwo. W omawianym kontekście warto przypomnieć, że Turcja wspierała Azerbejdżan – przeciwnika Armenii – w zeszłorocznej wojnie o kontrolę nad rejonem Górskiego Karabachu, który od 1991 r. był de facto terytorium zależnym od Ormian. Zwycięzcami tego konfliktu okazali się zarówno Turcy, jak i – zaangażowani w deeskalację sporu – Rosjanie, którzy wzmocnili swoją kontrolę w tym regionie, wypierając innych graczy (m.in. USA i kraje UE). W tym świetle nic dziwnego, że resort spraw zagranicznych Armenii z zadowoleniem przyjął słowa prezydenta Bidena, podkreślając, że „przesłanie USA kontynuuje amerykańską tradycję stania w obronie prawdy i sprawiedliwości”.

Szorstka sojusznicza przyjaźń

Wykluczenie Turcji z projektu supernowoczesnego samolotu bojowego F-35 przez administrację Trumpa, wskazującą na konieczność ochrony bezpieczeństwa narodowego USA, była dla Ankary jednym z wyraźnych sygnałów o utracie zaufania Waszyngtonu. A jak do tego doszło?

Mija właśnie 5 lat od kontrowersyjnego zamachu stanu, w wyniku którego próbowano obalić tureckiego prezydenta. Zginęły setki osób, a późniejsze represje dotknęły tysięcy. W 2016 r. miała miejsce nieudana próba zamachu stanu, która została przeprowadzona przez grupę tureckich wojskowych. Zamach stanu, jak ocenił rząd turecki, został zorganizowany przez opozycyjny względem konserwatywnie nastawionego Erdogana (w rozumieniu islamskim) postępowy ruch Gülena, opowiadający się za odejściem od islamskich tradycji w wielu aspektach. Gülen, który od 1999 r. mieszka w Pensylwanii w USA, zaprzeczył udziałowi w próbie zamachu stanu.

Premier Turcji określił wtedy swojego przeciwnika politycznego przywódcą organizacji terrorystycznej, który ponadto zamieszkuje w Stanach Zjednoczonych. Posunął się nawet do tego, że zasugerował pośrednio zaangażowanie lub wsparcie USA dla Gülena i puczystów. Władze USA, według jego słów, powinny naprawdę przemyśleć zasady współpracy z Turcją – strategicznym sojusznikiem Waszyngtonu w regionie i na świecie.

W 2016 r. Turcja złożyła formalny wniosek o ekstradycję Gülena. Rząd turecki, jak wskazywały media, starał się też wywrzeć presję na wiele zagranicznych rządów, aby zamknęły szkoły i placówki medyczne związane z ruchem Gülena m.in. w Niemczech, gdzie działa liczący ok. 70 tys. osób ruch Gulena, a także w Albanii, Pakistanie, Somalii, Indonezji, Nigerii i Kenii.

Od czasu puczu Erdogan umocnił swoją kontrolę nad krajem. Przede wszystkim siły zbrojne i wpływy w środkach masowego przekazu. Część obserwatorów wysuwała teorię, jakoby pucz był prowokacją tureckich władz w celu uzyskania pretekstu do unieszkodliwienia politycznych oponentów w armii, sądownictwie, mediach i parlamencie. Przypisywane Erdoğanowi słowa, iż pucz jest „darem od Boga, aby oczyścić armię ze zdrajców” oraz mała aktywność zbuntowanych oddziałów wojska, przemawiać miały za potwierdzeniem tej tezy.

Turcja bez Erdogana?

Stany Zjednoczone i Turcja są sojusznikami w NATO, ale uznanie przez Bidena ludobójstwa Ormian, stanowi kolejny czynnik pogarszający stosunki bilateralne między oboma krajami (m.in. po zakupie przez Ankarę rosyjskiego systemu obrony przeciwlotniczej i kwestii wsparcia USA dla kurdyjskich rebeliantów w Syrii).

Jeśli chodzi o relacje Turcji w ramach NATO, jak zauważył 26 kwietnia 2021 r. w specjalnym wywiadzie dla Warsaw Institute Daniel Kochis, ekspert wpływowej The Heritage Foundation, to bardzo skomplikowany temat, zwłaszcza w świetle wydarzeń w ostatnich latach. Nie sposób zrezygnować ze współpracy z Turcją ze względu na jej siłę militarną i wpływy w regionie. Problemem, jak dodał amerykański analityk, jest autorytarny rząd Erdogana, który nie spełnia standardów demokratycznych w porównaniu z innymi państwami sojuszu.

Biden i Erdogan, jak poinformował Biały Dom w oświadczeniu, planowali spotkać się w cztery oczy podczas szczytu NATO w Belgii, który odbędzie się 14 czerwca 2021 r. Nie wiadomo czy do tego spotkania dojdzie. Stosunki między dwoma przywódcami są naturalnie chłodne. Biden nazwał ostatnio wycofanie się Turcji z konwencji stambulskiej „przygnębiającym krokiem wstecz dla międzynarodowego ruchu na rzecz zakończenia przemocy wobec kobiet na całym świecie”.

Erdogan, jak wskazuje część amerykańskich ekspertów, nie będzie stał u sterów w Ankarze wiecznie. Turcja w epoce post-erdoganowskiej, powinna mieć ich zdaniem możliwość ponownego zaangażowania się w zachodnie sojusze, zamiast być zmuszana do zacieśniania relacji polityczno-wojskowych z Moskwą, jak ma to miejsce obecnie.

Autor: Tomasz Kijewski
Stypendysta m.in. Centrum Studiów Transatlantyckich w Maastricht i Centrum im. gen. Marshalla (Garmisch-Partenkirchen / Washington DC). Pełniąc przez szereg lat obowiązki dyplomatyczne działał aktywnie na rzecz promocji pozytywnego wizerunku Polski i Polonii w Ameryce Północnej. Ukończył kurs w Międzynarodowej Agencji ds. Energii (IEA) w Paryżu oraz odbył staż poświęcony sektorowi naftowo-gazowemu w Calgary (Kanada). Przygotowuje rozprawę doktorską w obszarze bezpieczeństwa narodowego.

 

Artykuł pierwotnie ukazał się na stronie think tanku Warsaw Institute.

[CZYTAJ TEN ARTYKUŁ]