Według autora, jednym z kluczowych mechanizmów była utworzona w grudniu 1949 roku tzw. Centralna Jednostka Ochrony Prawnej, początkowo przy Ministerstwie Sprawiedliwości — z czasem przeniesiona pod MSZ. Mówiąc wprost, instytucja ta miała za zadanie zabezpieczać prawnie zbrodniarzy wojennych, często ratując ich przed wydaniem wyroków zagranicznych sądów. Książka wskazuje, że przez dwie dekady chroniono kilkuset oskarżonych, a działania te były systemowe i zaplanowane przez Niemcy.
Także niemiecka badawcza komisja państwowa (Rosenburg-Projekt) potwierdziła, że do ministerstwa wróciło wielu jurystów z czasów III Rzeszy, a wielu z nich zajmowało kluczowe stanowiska nawet do lat 70., co opisał zarówno anonimowy dyplomata, jak i historycy Manfred Görtemaker i Christoph Safferling w książce „Die Akte Rosenburg”.
Przykładami są Hans Gawlik – przed wojną prokurator NSDAP we Wrocławiu, po wojnie obrońca zbrodniarzy norymberskich – który kierował jednostką i współtworzył sieć ochrony. Współpracował z Niemieckim Czerwonym Krzyżem, by ostrzegać oskarżonych — to system powiadomień wyrysowany w książce niczym schemat kryminalnej mafii – podaje z kolei The Guardian.
Wątpliwości wobec roli jednostki zgłaszał francuski Komisarz André François-Poncet, zauważając, że przestawiano skazanych jako ofiary „aliantckiego wymiaru sprawiedliwości”. Choć jego protesty były ostre, kancelaria Adenauera dążyła za to do rewizji wyroków wojskowych oraz osłabienia kar dla zbrodniarzy.
Książka również obnaża fakt, iż dopiero w 1958 roku powstała w Ludwigsburgu Centralna Jednostka do Ścigania Zbrodni Narodowo-Socjalistycznych (Z Commission), by nadrobić zaległości w rozliczeniach nazistowskich zbrodni.
W podsumowaniu anonimowy autor konstatuje: to, co miało być sprawiedliwością zwycięzców, często zamieniało się w amnestię zwycięzców. Dopiero lata później część prawdy wyszła na jaw dzięki pracy historyków i młodszego pokolenia dziennikarzy-demaskatorów.