Onet powołuje się na wewnętrzną korespondencję z Kwatery Głównej NATO. Wynika z niej, że Szatkowski „był na krótkiej liście kandydatów na stanowisko zastępcy sekretarza generalnego sojuszu”. Miał szanse zostać zastępcą ds. inwestycji obronnych i mieć realny wpływ na to, gdzie są kierowane środki finansowe.

- „Polak miał szanse, ale stracił je, gdy został odwołany przez MSZ w atmosferze skandalu”

- pisze red. Jurasz.

Ponadto portal donosi, że „MSZ miało toczyć poufne negocjacje z otoczeniem Andrzeja Dudy: poparcie dyplomaty w zamian za zgodę prezydenta na odwołanie kilku ambasadorów”. Tymczasem do konkursu na stanowisko zastępcy do spraw innowacji, zagrożeń hybrydowych oraz cyberbezpieczeństwa stanął Adam Bugajski z MSZ. Od początku nie miał jednak wielkich szans na objęcie tego stanowiska.

- „Przede wszystkim jednak wystawienie dwóch kandydatur, a następnie odwołanie w atmosferze skandalu Szatkowskiego z placówki w NATO, przekreśliło szanse obu Polaków”

- pisze autor.

W ten sposób polscy kandydaci przegrali konkursy.

- „Stanowiska, o które się ubiegali, objęli dyplomaci z Danii (w wypadku zastępcy ds. innowacji) oraz Finlandii (w wypadku zastępcy ds. inwestycji obronnych). To ostatnie jest szczególnie uderzające, ponieważ Finlandia do NATO wstąpiła ledwie rok temu”

- wskazuje red. Jurasz.

Dotychczas Polska była reprezentowana w kierownictwie Sojuszu jedynie w latach 2003-2007. Teraz, jak pisze dziennikarz, „gdy polski kandydat miał szansę, stracił ją dzięki własnemu krajowi”.

Onet donosi też o krążących w MSZ plotkach, wedle których władze resortu celowo utrąciły kandydaturę Szatkowskiego, aby później użyć tego jako argumentu w staranich o fotel pierwszego zastępcy.

- „Zapytany o to, czy coś takiego wzmacnia szanse ew. polskiego kandydata, wspomniany już wcześniej zastępca ambasadora przy NATO sojuszniczego kraju stwierdził, że jest to metoda, z którą do tej pory w swej karierze w dyplomacji nigdy się nie spotkał”

- podaje portal.