Tomasz Wandas, Fronda.pl: Sytuacja na Ukrainie wydaje się zaogniać. Media informowały, że po ostatnim incydencie skierowanym przeciwko Polakom, prezydent Polski wpadł w gniew, jak nigdy. Czy słusznie?

Barbara Dziuk, klub parlamentarny PiS: Każde państwo, które chce uchodzić za poważne, uważa ochronę placówek dyplomatycznych  za priorytet. Pod ambasadami obcych państw w Polsce  czuwają przez całą dobę patrole policji (np. pod turecką, po zaognionej sytuacji na styku Turcja – UE). Jeśli zatem ostrzelano polską ambasadę i szuka się winnych w Rosji, to być może Ukraina nie chce, albo też nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa obywatelom i placówkom dyplomatycznym innych państw. 

Prezydent Andrzej Duda uznał, że sprawy bagatelizować nie można. Incydenty się mnożą i sytuacja wygląda tak, jakby ktoś sondował granice naszej cierpliwości. Decyzja o zamknięciu sześciu placówek dyplomatycznych do czasu wyjaśnienia sytuacji jest silnym sygnałem ze strony władz, że nie będzie więcej bagatelizowania tego typu niebezpiecznych, z naszego punktu widzenia, zachowań. 

Zresztą wiceminister spraw zagranicznych, Jan Dziedziczak, zażądał podjęcia natychmiastowych kroków mających na celu wykrycie i ukaranie sprawców. Zażądał również zapewnienia całodobowej ochrony polskich przedstawicielstw akredytowanych na terenie Ukrainy.

Kto Pani zdaniem chce, aby Polacy i Ukraińcy byli podzieleni? Czy ma Pani konkretne dowody, widzi Pani przesłanki, które świadczyłyby o tym, że jest właśnie tak, a nie inaczej?

Sytuacja jest w gruncie rzeczy bardzo prosta. Zarówno w polityce, jak i w życiu gospodarczym czy nawet prywatnym,  konflikt może, zainteresowanemu jego wywołaniem, przynieść korzyść. Stara rzymska zasada mówi: dziel i rządź. Jedność jest dla wielu niebezpieczna, na tym się nie da zarobić! Należy podzielić ludzi. Po co? Trudno się panuje nad dużym stadem. Co zatem należy zrobić? Wielkie społeczeństwa skłócić przez nadawanie przywilejów małym grupom. Dlatego takim zainteresowaniem cieszy się powoływanie mniejszości. Skłócone grupki rzucające się sobie do gardeł nie mają czasu przyglądać się wielkim tego świata i w konsekwencji bardzo mała grupa rządzących panuje swobodnie nad całością społeczeństwa. Proszę  sobie tylko wyobrazić, że nagle wzajemnie niechętne sobie narody, hodujące urazy w jednej chwili podejmują decyzję o tym, że wbrew interesom politycznym porzucają wzajemną niechęć. Zapewniam Pana -  część politycznej elity utraciłaby pracę. 

Dopóki społeczeństwa nie zrozumieją, że na każdym konflikcie można jedynie przegrać, a wygranym jest się krótko albo i wcale, dopóty wspomniane wąskie elity żyjące z konfliktów mają zatrudnienie. 

Czy mimo tych ostatnich incydentów Pani zdaniem relacje ukraińskie idą w dobrym kierunku?

Nasza dyplomacja pracuje nad tym, żeby tak właśnie było. Nasze społeczeństwo chce żyć w poczuciu bezpieczeństwa, z perspektywami na spokojne życie na starość, bez wojen i waśni. My, Polacy, nie mamy żadnego interesu w wywoływaniu konfliktu. Po 

wielu bolesnych doświadczeniach nie tęsknimy ani za wojną, ani za konfliktem do niej podobnym. To prawda, że kłócimy się namiętnie i mamy różne zdania co do aktualnie rządzących. Od 30 lat tak mamy, ale to nie stanowi osi naszego życia. Pracujemy i chcemy pracować i żyć spokojnie. Natomiast nie ulega wątpliwości, że Franz Kafka pisząc: człowiek dręczony przez swoje diabły mści się nieprzytomnie na własnym bliźnim, nie ma racji.  

Czy imigranci z Ukrainy są dla Polski szansą czy zagrożeniem?

Najwyraźniej wielu z nich uznało, że nasz kraj to dla nich szansa. Studiują i pracują w Polsce i tylko od nich zależy, czy będą się w niej czuli dobrze. Tak się składa, że wchodzą w to społeczeństwo i decydują o obliczu tej naszej ziemi. USA to kraj emigrantów – i udało im się dogadać. Dlaczego tu nie miałoby to mieć racji bytu? Jeden z Czartoryskich uznał (co zresztą jest wyryte na jego nagrobku), że jego życiowym powołaniem było łączyć, tych co byli podzieleni. Warto się tym przesłaniem przejąć. 

Paweł Kukiz komentował to zajście iż to na pewno banderowcy. Czy myśli Pani, że może być to faktem?

Oskarżenia można rzucać mając dowody, a my nie wiemy kto to zrobił i dlaczego. Nie znamy  motywacji. Inicjatorzy zapewne kogoś zatrudnili, ale kto sieje wiatr, ten zbiera burze. Nie mamy przyjaciół po prawej i nie mamy po lewej. W tym zamieszaniu konflikt jest w interesie tych, co na nim chcą zbić kapitał. To może być prowokacja, która została zainicjowana z zupełnie nieoczekiwanej dla nas strony. Najciemniej bywa pod latarnią. Nie dajmy się sprowokować ani bezpośrednio, ani przez domysły. 

Co natomiast o antyukrainskich trendach wśród niektórych Polaków?  Czy to margines?  Jaka to grupa ludzi czy nie tzw. V kolumna Putina?

Powiem tak: media rządzą. Sterują  nastrojami. Zrozumiałym jest, że na  hasło naszych biją, reagujemy niechęcią i złością. Na tym ta gra polega. Powtórzę to, co powiedziałam przed chwilą: skłóceni ludzie są pożywką dla wąskiej grupy polityków żyjących z waśni. Dopóki będziemy zwaśnieni, oni będą czerpać profity. Należy być nadzwyczaj uważnym i przyglądać się temu, komu nasze niechęci służą, kto na tym chce zarobić i zyskać.  Tzw. biały wywiad  powinien odkryć  nam kulisy zainicjowanego konfliktu i strony, które mogły być zainteresowane jego wywołaniem. 

Dziękuję za rozmowę.