Gruszka do wyburzania

Soros jest czynnie zaangażowany przede wszystkim w krajach wschodnioeuropejskich poprzez olbrzymią sieć fundacji. Chce doprowadzić do otwarcia społeczeństw, przede wszystkim w duchu praw człowieka, wolności wypowiedzi i demokracji. Wielokrotnie pytano go przy tej okazji, czy być może nie chce w ten sposób uspokoić wyrzutów sumienia – i za każdym razem pada niemal identyczna odpowiedź. Jako anonimowy uczestnik rynków finansowych jest się wolnym od problemów moralnych, nie musiał zatem myśleć o społecznych konsekwencjach swoich działań, nawet kiedy już zrozumiał, że może także wyrządzać szkody. Usprawiedliwiał to w ten sposób, że trzyma się powszechnie obowiązujących reguł gry, reguł niezwykle ambitnych zawodów. Nakładanie sobie w tej sytuacji ograniczeń niechybnie zepchnęłoby go do roli przegranego. Jak dodał, rzeczywisty świat niczego nie zyskałby na jego ewentualnych skrupułach moralnych, co do pewnego stopnia zaprzecza jego wcześniejszej wypowiedzi, w której sam przyznawał, że jego działanie może być potencjalnie szkodliwe. Kieruje nim jednak tylko jedna pobudka: maksymalizacja zysku, oczywiście po odpowiednim oszacowaniu ryzyka. Ostatecznie Soros musiał się jednak zmierzyć ze „społecznymi konsekwencjami” swoich działań.

Po jego wyprzedaży funta w 1992 roku rachunek zapłacili podatnicy. Konsekwencje te wystąpiłyby jednak tak czy owak – jak Soros niezmiennie podkreśla. Utrzymuje też, iż cieszy się z tego, że los popchnął go w kierunku rynku finansowego. Gdyby bowiem miał do czynienia bezpośrednio z ludźmi zamiast z rynkami, nie uniknąłby moralnych dylematów. Gdy jednak stwierdza kilka zdań dalej: „Jak się przekonaliśmy, rynki pełnią niekiedy rolę betonowych gruszek do wyburzania i druzgoczą całe gospodarki”, staje się jasne, jak wielka zależność panuje między ludźmi a rynkami. Nie pomaga też wcale, kiedy Soros zapewnia, że stał się ostrożniejszy, ponieważ w wyniku zakładu przeciw funtowi został nagle kimś w rodzaju guru, który całkiem sam może wywierać znaczący wpływ na światowe rynki. Czy jednak Soros naprawdę stał się ostrożniejszy? Czy naprawdę miało to dla niego jakieś znaczenie, że poprzez swoją spekulację na rynkach może negatywnie wpływać na sytuację społeczeństw? Najwyraźniej nie. Kilka lat po zakładzie przeciwko funtowi powtórzył grę, choć przy innych założeniach, w innym kraju i z niewiadomymi wynikami finansowymi.

13 sierpnia 1998 roku Soros ogłosił w otwartym liście do londyńskiego „Financial Timesa”, że chaos na rynkach rosyjskich wszedł w ostatnie stadium. W rozumieniu Sorosa list ten miał być wezwaniem do oprzytomnienia wiodących krajów uprzemysłowionych, tak w każdym razie oznajmił wówczas Shawn Pattison, rzecznik Soros Fund Management.

Soros miał zatem zachować się odpowiedzialnie, jego wypowiedź miała być ostrzeżeniem, ale tak naprawdę dzięki temu chaos dopiero się rozpętał. Soros domagał się dewaluacji rubla o 15–20% i właśnie to żądanie doprowadziło do załamania waluty w 1998 roku, czym Soros najwyraźniej sprawił sobie nieco spóźniony prezent urodzinowy. Państwo rosyjskie stało się niewypłacalne, rozwój wypadków doprowadził do 60-procentowej utraty wartości rubla, i to w ciągu kilku godzin. W konsekwencji miliony rosyjskich obywateli utraciło oszczędności całego życia, podczas gdy Soros dzięki swojej spekulacji uzyskał całkiem spory zarobek. Czyżby chciał odzyskać dwa miliardy utracone w poprzednim roku na rosyjskich rynkach?

Warto zauważyć, w jaki sposób wydarzenia te zostały opisane na Wikipedii. Na temat kryzysu w Rosji pisze się tu najpierw: „Niektóre gazety moskiewskie zarzuciły Sorosowi, że jego wezwanie do dewaluacji rubla służyło spekulacjom walutowym, czemu ten zaprzeczył. W rzeczywistości już wcześniej pojawiały się wskazówki, że wartość rubla spadnie. Stało się tak w dużej mierze z powodu niezdolności dotychczasowych rosyjskich rządów do odciążenia gospodarki od długów powstających w nierentownych państwowych zakładach”. Następnie pisze się wręcz: „Soros był tylko katalizatorem kryzysu: otwarcie powiedział o zawyżonej wartości rubla”. A jednak właśnie „tylko” to było pierwszym kamieniem, który pociągnął za sobą lawinę.

Istotne jest to, że w przypadku Rosji Soros zastosował swoją starą taktykę i nie przejmował się stratami, a w każdym razie nie cudzymi stratami. Wcale nie postępował ostrożniej niż w 1992 roku, kiedy chodziło o jego własny los. Ewidentnie był to znów ten Soros, który jako czternastolatek wierzył we własną nieśmiertelność i nie przejmowało go szczególnie ani nie szokowało żadne cierpienie, o ile nie dotyczyło jego własnej osoby. Przypomina to dowcip o pacjencie, który pełen troski opisuje swojemu lekarzowi, jak boli go cała klatka piersiowa, ból stał się wręcz nie do zniesienia. „Czy to niedobrze?”, pyta, na co lekarz odpowiada: „Ależ nie, wcale nie, proszę o tym zapomnieć! Niedobrze byłoby, gdyby bolało mnie!”

Andresa von Retyi, George Soros. Najniebezpieczniejszy człowiek świata, wyd. Biały Kruk, Kraków 2016