W ub. miesiącu ogromną burzę w Polsce wywołało kazanie proboszcza parafii św. Jerzego w Dębieńsku. Duchowny stwierdził, że rodzice mają prawo krzyczeć na dzieci, a jeśli to nie pomoże, powinni dać klapsa. Duchowny przepraszał później za te słowa i przekonywał, że były wypowiedziane pod wpływem chwili, bez wcześniejszego ich przemyślenia. W obronie księdza staje Ewa Polak-Pałkiewicz. Publicystka zwraca uwagę, że w ataku na duchownego zastosowano „klasyczny lewacki chwyt”.

- „Oskarżenie kapłana, który w kazaniu wygłoszonym dla dzieci przystępujących do I Komunii, przywołuje zasady moralne, m.in. konieczność posłuszeństwa rodzicom, jest klasycznym lewackim chwytem. Raban podnosi się bynajmniej nie w obronie katowanych dzieci;  wrzask ma zagłuszyć samą możliwość zastanowienia się choćby przez chwilę nad tym, czy rzeczywiście rodzice nie mają – nie tylko prawa, ale wręcz obowiązku – egzekwować swoich uprawnień wobec dzieci, czasem surowo, gdy sytuacja tego wymaga. Jako ci, którym dana jest władza nad dziećmi, w celu ich wychowania”

- pisze publicystka na swoim blogu.

Przekonuje, że rzeczywistym celem ataku na księdza było podważenie samego pojęcia władzy.

- „Chodzi o to, czy rodzice w dzisiejszym świecie mogą jeszcze skutecznie zabiegać o swój autorytet – nie dla własnej chwały, ale właśnie dla dobra dziecka. Po to, by wyrastało ono w poczuciu bezpieczeństwa. W świadomości hierarchii – i nieprzekraczalności swoich uprawnień. Jest to ważne dla ich spokoju. Ważne dla ich dorastania. Inaczej nigdy nie dorosną. Zawsze pozostaną rozkapryszonymi, nigdy nie zaspokojonymi, roszczeniowymi dużymi dziećmi. Będą nieszczęśliwe”

- podkreśla.

Przeczytaj cały artykuł „Skandal z klapsem” Ewy Polak-Pałkiewicz.