„Rzadko kiedy Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej były tak polityczne jak te. Dyskusja na temat kolorowego stadionu w Monachium prześwietla sport” – napisał wczoraj Peters Ahrens na łamach tygodnika „Der Spiegel”. Ale właśnie to czasopismo najbardziej rozdmuchuje problem mniejszości seksualnych i przez to ginie istota rywalizacji sportowej.  Najpierw tęczowa opaska Manuela Neuera, później podświetlenie stadionu w Monachium i planowana wizyta premiera Orbana na meczu Węgry-Niemcy. „Der Spiegel” nieustannie porusza temat LGBT i traktuje go jako oręż w walce politycznej. Dlatego decyzję UEFA o zakazie podświetlenia stadionu w Monachium potraktował jako „utrudnienie tęczowej akcji w walce przeciwko homofobii”.

Czytając komentarze czytelników łatwo dostrzec, jak ten temat ogromnie dzieli Niemców. Wielu podchodzi do problemu konformistycznie i zgodnie z poprawnością ideologiczną powtarza „Trzeba walczyć z homofobią”, „Trzeba bronić praw człowieka”, „Niech żyje miłość”.

Jednak coraz więcej osób ma dość agresywnej ekspansji LGBT i mieszania jej ze sportem. I tak np. Bernhard H. skomentował zakaz podświetlenia stadionu: „Brawo UEFA... Sport to sport. A polityka to polityka. Niech politycy zajmują się sobą i rozwiązują swoje sprawy na swoich platformach.”

Andreas S. zastanawia się: „… Nic już nie rozumiem. Teraz Mistrzostwa Świata odbędą się także w Katarze, w kraju, w którym prawie nie ma praw człowieka. Co za kiepska instytucja.”. Rober F. dodaje: „Ciekawi mnie, co wtedy będzie w 22 roku w Katarze....”. Peter W. rozwija tęczowy wątek: „…UEFA wykazała się pobłażliwą wykładnią swoich własnych statutów, z udziałem kapitana Neuera. Być może to był błąd?”.

W interesujący sposób Ingolf Ch. zastanawia się, co by było, gdyby inne kraje zaczęły mieszać politykę ze sportem: „UEFA jest tego dnia władcą stadionu. Ponieważ jest to mecz przeciwko Węgrom, należy to rozumieć jako polityczny przekaz. Moim zdaniem wszędzie, każdy kto lubi tęczowe flagi może sobie je wywieszać, ale w tym przypadku obowiązuje ścisła neutralność, tak jak u sędziego. Dokąd to zmierza, gdy każdy kraj lub każdy klub mający problem z innym państwem, zacznie rozpowszechniać komunikaty polityczne podczas imprez sportowych? Przypominam o akcji Greenpeace w Monachium lub akcji albańskich dronów podczas meczu w Belgradzie kilka lat temu. A co mogłoby się wydarzyć, jeśli na przykład Armenia zagrałaby przeciwko Turcji? Tu nie chodzi o dobro czy zło, tylko o sport!

Pomysł podświetlenia stadionu jasno ocenia Ulrike I.: „Cóż, to jest bezpośredni akt przeciwko Węgrom. Moralnie absolutnie ok, ale tu chodzi o piłkę nożną, a nie o politykę. Ten znak można umieścić w każdej chwili, ale tutaj tego dnia nie jest to właściwe. (…) Węgierscy zawodnicy przychodzą grać w piłkę nożną, protest przeciwko krajowi nie powinien mieć nic wspólnego ze sportem.

Podobnego zdania jest również Alexander F.: „…To wojna z Węgrami, wojna przeciwko praworządności! Ideologiczna kampania przeciwko demokratycznie wybranemu i lubianemu politykowi, o którego popularności Merkel i spółka mogą tylko marzyć!”

Siegfried M. stwierdza krótko: „To polityczny znak. Czy zawsze trzeba umieszczać polityczny znak, czy nie można zachować swojej opinii tylko dla siebie? Czy nie można po prostu grać w piłkę nożną?

Jens A. wyraża oburzenie: „Ten brak szacunku, jaki Niemcy zaplanowali przeciwko gościowi we własnym kraju, jest po prostu bezczelnością. Wstydzę się tego kraju…”.

Santiago Z. stwierdził: „…Uważam, że społeczność LGBTQ może zrezygnować z tego rodzaju walki z homofobią poprzez niemiecki związek piłki nożnej! To jest czysta hipokryzja!”

Remenyi A. wskazując inny kierunek dla walki o prawa człowieka obnaża obłudę lewactwa: „Skoro lewicowi liberałowie tak bardzo dbają o wolność i prawa człowieka, to dlaczego nie popierają autonomii Transylwanii? Tam nadal żyje 1,5 milionów etnicznych Węgier jako obywateli drugiej kategorii, którzy są asymilowani na idealnych Rumunów. Ale to nie jest tak modne jak walka z homofobią.”

P.J.Z.