Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Czy sojusz Rosji i Korei Północnej jest przeciwko Ukrainie czy Korei Południowej? Czy jedno i drugie?

Generał Waldemar Skrzypczak: Jest to trudne pytanie. Na pewno nie jest on bezpośrednio przeciwko Ukrainie, ponieważ Korea Północna nie ma powodu prowadzenia wojny przeciwko Ukrainie.

MP: No ale Korea Północna wysyła tam żołnierzy.

WS: To są dwie różne sprawy i to, że wysyłają żołnierzy, to jest zupełnie inna rzecz. Po pierwsze, oficjalnie nie ma stanu wojny między Koreą Północną a Ukrainą.

Po drugie, wysyłanie kontyngentu żołnierzy Korei Północnej do Rosji wynika z układu, jaki zawarli Kim Dzong Un z Władimirem Putinem o wzajemnym wspieraniu się.

Po trzecie z kolei, to wysyłanie żołnierzy Korei Północnej na Ukrainę sprawia, że Korea Północna włącza się w tą wojnę jako agresor. Powinno więc zostać ogłoszone na Forum ONZ, że w tym momencie stroną konfliktu przeciwko Ukrainie staje się również Korea Północna, która prowadzi przeciwko Ukrainie niewypowiedzianą wojnę.

Korea Północna co prawda nie wypowiedziała oficjalnie Ukrainie wojny, ale wysyłając tam swoich żołnierzy do wsparcia armii rosyjskiej sprawia, że jest uczestnikiem tej niewypowiedzianej wojny przeciwko Ukrainie. To jest w tej chwili drugie państwo, które prowadzi agresję przeciwko Ukrainie.

Przechodząc do drugiej części pytania Pana Redaktora, czy ma cokolwiek wspólnego z Koreą Południową. Zapewne tak. Tym bardziej, że spirale zagrożenia ze strony Korei Południowej Kim Dzong Un doprowadza w tej chwili do absurdu - nie historycznego, ale histerycznego absurdu. On wprowadza w swoim państwie ten histeryczny absurd, czyniąc Koreę Południową wrogim państwem dla Korei Północnej. Dlaczego? Ponieważ Korea Południowa nie ma zamiaru atakować Korei Północnej. Innymi słowy, ten poziom aberracji świadczy o tym, że ten człowiek już w zasadzie chyba niżej upaść już nie może. W efekcie sprawia on, że doprowadza Koreę Północną do totalnej światowej izolacji. Odcina się między innymi od Korei Południowej, z którą przecież cały czas „flirtował”.

Korea Północna wysadziła już kilka dróg i mostów łączących ją ze swoim sąsiadem.

Panie Redaktorze, to jest właśnie demonstrowanie tej swojej wrogości do Korei Południowej. Bo cóż takiego znaczy to dla Korei Południowej, że Kim Dzong Un wysadza mosty i drogi po swojej stronie, czyli nie na terytorium Korei Południowej? Po swojej stronie on może sobie wysadzić wszystko i może też swoją stolicę wysadzić… To jego sprawa. Niech wysadzi wszystko to, co ma w swoim ręku.

Nie dotyka to natomiast tematu Korei Południowej, bo on nie jest w stanie prowadzić sobie z nią w konfrontacji militarnej, ponieważ Korea Południowa szybko by się uporała się z Koreą Północną z dwóch powodów.

Po pierwsze z uwagi na przewagę militarną i technologiczną, jaką ma, a po drugie, jakiekolwiek wojna Korei Północnej w tej chwili z Korą Południową wywołałaby wewnętrzną rewolucję przeciwko Kim Dzong Unowi, ponieważ jego reżim jest tam powszechnie znienawidzony. Ludzie tylko czekają na okazję, żeby z tego jarzma się wyrwać, żeby obalić tę zbrodniczą tyranię.

Czy wprowadzanie tego sojuszu pomiędzy Rosją, Koreą Północną i Chinami może wynikać z faktu, że Putin nie radzi sobie tak, jak to było zaplanowane na Ukrainie i wojna może się przenieść do Azji?

Tak tego interpretować nie należy, ponieważ Putin na Ukrainie radzi sobie coraz lepiej. Proszę zauważyć, że ma przewagę strategiczną i prowadzi operacje w tempie na pewno większym niż to miało miejsce jeszcze rok temu.

To w tej chwili Ukraina ma problem, nie Putin, bo on swoimi wojskami prowadzi operację na kilku kierunkach jednocześnie. I to jest – powiedziałbym - ofensywa, która jeszcze w tej wojnie, jeśli chodzi o Rosjan, nie miała takiego operacyjnego rozmachu.

Zwróciłbym tu natomiast uwagę na coś innego. W tej chwili Putin ma zadanie absorbowania w Europie Stanów Zjednoczonych, państw europejskich, NATO, ponieważ coś niepokojącego zaczyna się dziać także za sprawą Chin wokół Tajwanu. Tam jest w tej chwili oko cyklonu.

Nie Ukraina, nie Bliski Wschód, ale Tajwan jest obecnie kluczowy. Wydaje się więc, że tam się kumuluje cała uwaga i Chińczyków i Amerykanów, bo właśnie tam może dojść do nieprzewidzianych groźnych sytuacji - do takiego właśnie cyklonu militarnego w rejonie Tajwanu.

Te groźby, czy to Rosji, czy Korei Północnej, służą właśnie temu, aby potężnych sojuszników Ameryki - tutaj na pewno byłaby tym sojusznikiem Korea Południowa - zaabserwować czym innym, żeby nie chcieli i nie mieli w planach militarnego angażowania się po stronie Amerykanów w przypadku, gdyby doszło do inwazji Chin na Tajwan.

Co nowego dzieje się w obwodzie kurskim? Słyszy się, że Rosjanie tam troszeczkę osiągają sukcesy, odbijali kilka wiosek, przerzucili znaczne siły.

Wie Pan, Panie Redaktorze, co jest największym sukcesem Rosjan w obwodzie kurskim? Otóż oni związali tam pięć najlepszych brygad Armii Ukraińskiej walką. Ukraińcy tam siedzą, a Rosjanie ich symbolicznie atakują, aby wiązać te siły i żeby te brygady nie zostały przerzucone na inny kierunek, gdzie Rosjanie mają powodzenie. Sukcesem operacji kurskiej w wydaniu Rosjan jest właśnie to, że zaabsorbowali pięć brygad Armii Ukraińskiej, elitarnych brygad, które na tych terenach siedzą i w zasadzie Ukraińcy nie mają obecnie powodu, żeby ogłaszać sukces.

Proszę też zauważyć, że Kursk nie jest już też przedmiotem jakiegoś zwycięstwa propagandowego, jak to było na początku. Przy czym ja byłem bardzo ostrożny, jeśli chodzi o ten rejon. Zapewne – i to jest moja opinia - Rosjanie za wszelką cenę będą chcieli te wojska ukraińskie, które tam są, utrzymać, żeby przypadkiem tych elitarnych, doborowych brygad Ukraińcy nie użyli na innych kierunkach, gdzie Rosjanie w tej chwili prowadzą operacje zaczepne i nie mają w nich pochodzenia.

A Donbas? Tam Rosjanie posuwają się troszeczkę do przodu. Czy to jest bardziej sukces psychologiczny, czy taktyczny?

W mojej ocenie i taktyczny i operacyjny, ponieważ Rosjanie – o czym już mówiłem - prowadzą działania na kilku kierunkach jednocześnie, a konkretnie na sześciu kierunkach. Prowadzenie tak szerokich działań operacyjnych to ogromny wysiłek i uważam, że Moskwa w tej chwili zmierza do tego, żeby opanować cały Donbas. Widać też wyraźnie, że Ukraińcy w głębi Donbasu, poza Kramatorskiem i Słowiańskiem, nie mają przygotowanych rejonów fortecznych do prowadzenia skutecznej obrony, żeby zatrzymać armię rosyjską. Wydaje się, że zaniedbali oni pewne rzeczy, jeśli chodzi o przygotowanie obrony, co w tej chwili Rosjanie wykorzystują.

Od jakiegoś czasu słyszało się, że Ukraińcy mogą planować zmasowany atak Flotę Czarnomorską lub nawet likwidację. Czy to mógłby być ewentualnie kluczowy moment tej wojny?

Flota Czarnomorska, moim zdaniem, istnieje już tylko z nazwy, ponieważ Ukraińcy przez te dwa i pół roku tak mocno poturbowali te jednostki, że ta flota nie ma takich zdolności, jakie miała na początku. W efekcie Flota Czarnomorska, poza niektórymi okrętami, które mogą używać pocisków Kalibr i innych, a jest jest tylko kilka, niewiele już znaczy. Trzeba też zauważyć, że rosyjska Flota Czarnomorska w tej chwili już nie wykonuje uderzeń, a jeżeli już to robi to bardzo sporadycznie – mniej więcej raz na trzy miesiące. Świadczy to więc o tym, że ta flota została rozgromiona.

Tym bardziej, że bazy rosyjskiej floty w tamtym rejonie, w tym Floty Czarnomorskiej są pod kontrolą ukraińską, jeżeli chodzi o wykonywanie uderzeń. Jeżeli Ukraińcy zauważą, że coś się dzieje, czy to w Sewastopolu, czy w innym inne bazie albo na stałym lądzie, to natychmiast wykonują uderzenia. Dlatego właśnie Rosjanie są tam już teraz mało aktywni, bo wiedzą, że każdy ich ruch będzie natychmiast sparaliżowany działaniem, czy uderzeniami rakietowymi armii ukraińskiej.

A jak Pan Generał ocenia nagłaśniane ostatnio w mediach rozmowy Donalda Trumpa z Władimirem Putinem? Czy to jest element kampanii wyborczej czy należy to traktować bardziej poważnie? I jak w tej sytuacji wygląda plan pokojowy Wołodymyra Zełeńskiego, który zapowiada zakończenie wojny na 2025?

Przede wszystkim Panie Redaktorze, Zełenski nie ma żadnego planu. To, co  prezydent Ukrainy przedstawia, ja bym zdecydowanie planem nie nazywał. To jest jedynie szum medialny i z tego, co on deklaruje, nic nie wynika.

Na jego słowa należy spojrzeć w kontekście tego, jak na te zapowiedzi reaguje Moskwa i co o nich mówi.

A jak reaguje?

Kreml całkowicie Zełenskiego lekceważy w tej kwestii, czyli nie biorą go w ogóle pod uwagę. Mówienie więc o planie pokojowym Zełenskiego, to dla mnie jest po prostu wypowiadanie na wyrost czegoś, czego nie będzie. Ja twierdzę nawet, że teraz w interesie Rosjan jest, żeby ta wojna trwała dłużej, bo to oni mają sukcesy. Mają je po pierwsze na froncie, a po drugie, że – ja to widzę wyraźnie - Europa i USA sobie nie radzą z pomocą dla Ukrainy. Putin to zrozumiał, zwietrzył szansę dla siebie, dlatego prowadzi takie działania ofensywne.

A jak skomentowałby Pan rozmowy Trumpa z Putinem, których - jak podają niektóre media - podobno było nawet siedem? On temu nie zaprzeczył i mówił, że dobre stosunki trzeba utrzymywać z każdym.

Ja bym tych relacji Trumpa z Putinem po prostu nie przeceniał. Po pierwsze dlatego, że moim zdaniem nie ma w tej chwili jeszcze takiego oficjalnego stanowiska Putina, które byłoby odpowiedzią na zapowiedzi Trumpa. Nie ma takiego czegoś w ogóle. W związku z tym w tej przestrzeni publicznej, tej medialnej, dyplomatycznej, to nie funkcjonuje.

To są tylko – mówiąc slangiem - jakieś tam wyskoki, jakichś tam doradców Trumpa, którzy nie mają żadnego przełożenia na to, co się dzieje w Moskwie. Nie ma też z Moskwy takiej odpowiedzi, która by deklarowała, że „dobra, Trump, jak ty będziesz prezydentem, to kończymy wojnę”.  To byłaby odpowiedź na zapowiedzi Trumpa, który miałby wtedy większe szanse wygrać wybory. Jednak bez zwycięstwa w tych relacjach Stanów Zjednoczonych z Rosją, nie ma na to szans.

Bardzo dziękuję Panie Generale za rozmowę.