W roku 2022 Rosjanie na wschodzie atakowali ogromną ilością sprzętu pancernego, małą ilością piechoty i potężnym wsparciem artylerii. W 2023 szturmowali Bachmut z pomocą słabo wyszkolonych, ale licznych grup byłych więźniów z Grupy Wagnera. W 2024 roku w Donbasie stosowali taktykę ciągłych szturmów na pozycje ukraińskie ze wsparciem coraz bardziej nielicznych czołgów, ale przy potężnym wsparciu lotniczym. W 2025 roku wojna znów się zmieniła. Stała i ciągła linia frontu w zasadzie zniknęła. Ogromne ilości dronów wykorzystywanych na polu bitwy zmieniły je nie do poznania i w tej chwili daleko odbiega ona od stereotypów w naszych głowach. 

Dobrze to opisał w jednym z ostatnich swoich wywiadów w podcaście „War on the Rocks” amerykański ekspert Michael Coffman, który regularnie odwiedza linię frontu na wschodzie Ukrainy. 

Zgodnie z jego oceną, jak strona ukraińska, tak i rosyjska ciągle adaptują się do zmieniających się warunków pola walki i zmieniają swoją taktykę. Ukraińcy niedobór siły żywej na froncie zrekompensowali poprzez wybudowanie tzw. „linii dronów”, czyli systemu frontowych jednostek dronowych na kilku poziomach, które niszczą wrogi sprzęt i piechotę w głębi pozycji przeciwnika, nie pozwalając zbliżyć się do ukraińskich pozycji. Linia frontu w ten sposób rozciągnęła się na kilkadziesiąt kilometrów w głąb, w jedną i drugą stronę. Precyzyjne oddziaływanie na przeciwnika zaczyna się daleko za linią frontu. Z drugiej strony, dla ograniczenia strat zadawanych przez rosyjskie lotnictwo, strona ukraińska, korzystając z walorów terenu, przeszła z obrony ciągłej do budowania dobrze ukrytych punktów oporu, kontrolujących otoczenie ogniem. Rosjanie również zaadaptowali się do tych zmian na swój własny sposób. Rosja zaczęła odchodzić od taktyki wielkich szturmów na ukraińskie pozycje i stale zmniejsza wysyłane do przodu grupy piechoty. W tej chwili mamy do czynienia z grupami po kilka osób, które w wykorzystaniem specjalnych środków maskowania przeciwko dronom starają się przenikać za linię frontu, by powoli koncentrować się w miejscach, które mogą ich ukryć przed ukraińskimi dronami. Rosjanie w ten sposób czekają, póki w pewnym miejscu uzbiera się wystarczająca ilość żołnierzy i wtedy zaczynają nękać ukraińskie tyły na poziomie taktycznym, zmuszając Ukraińców do wycofania się z umocnionych punktów na linii frontu. Czasem w momencie, kiedy Rosjanie są w stanie znaleźć w ukraińskiej obronie słabe miejsce lub wykorzystać moment rotacji brygad, szybkie rajdowe grupy są w stanie przeniknąć na dużą głębokość za linię frontu. Tak się stało dwa tygodnie temu pod Pokrowskiem, gdzie szybkie, lekko uzbrojone grupy rosyjskiej piechoty zajęły miejscowości położone 10 - 15 km za linią frontu. Nie doszło jednak do klasycznego przełamania. Rosjanie po prostu przejechali na ukraińskie tyły, nie niszcząc ukraińskich pozycji obronnych na pierwszej linii. Strona rosyjska w tej chwili eksperymentuje z nową taktyką, która pozwoli złamać kark Siłom Zbrojnym Ukrainy. Są to jednak bardzo kosztowne i ryzykowne eksperymenty, jak zresztą pokazało to przełamanie pod Pokrowskiem. Bo zawsze istnieje zagrożenie, iż pierwsza linia ukraińska się nie załamie i wtedy te grupy piechoty na ukraińskich tyłach zostaną odcięte i obezwładnione przez ukraińskie rezerwy. W tej chwili Ukraińcom udaje się powstrzymywać rosyjskie grupy rajdowe, czy tak będzie w przyszłości, czy być może Rosjanie jednak znajdą odpowiednią receptę na głębokie przełamanie ukraińskich linii, dowiemy się w najbliższych miesiącach. 

Tak czy inaczej jasne jest, iż realna linia frontu ma mało wspólnego z tym, co widzimy na licznych mapach zachodnich osinterów. Kontrola nad poszczególnymi miejscowościami często jest bardzo umowna. Wojna jest o wiele bardziej dynamiczna na poziomie taktycznym niż może się wydawać. Grupy piechoty każdej ze stron mogą pojawiać się daleko na tyłach tego, co na mapach widzimy jako pokolorowane na niebiesko czy czerwono. Standardowe metody osintowców przestają działać, ponieważ potwierdzony fakt obecności piechoty w jakimś punkcie przestaje oznaczać kontrolę nad nim. Powoduje to chaos informacyjny i dla nas, zwykłych obserwatorów, mgła wojny staje się jeszcze gęstsza, a przestrzeń dla manipulacji przez polityków i propagandystów jeszcze bardziej niestety się zwiększa