Wierszyk, napisany pod wpływem klęski powstania jest dość krótki więc doskonale nadaje się na takie niewielkie plakaciki wygodne do umieszczenia na Twitterze czy na Facebooku. Ten wiersz powieliła np. Anita Kucharska-Dziedzic, posłanka na sejm i wiceszefowa Nowej Lewicy. Wiersz brzmi:

Ci co wydali pierwszy rozkaz do walkiniech policzą teraz nasze trupy.
Niech pójdą przez ulice
których nie ma
przez miasto
którego nie ma
niech liczą przez tygodnie, przez miesiące
niech liczą je do śmierci
Nasze trupy”.

Zazwyczaj wiersz ilustrowany jest zdjęciem autorki, poetki Anny Świrszczyńskiej z powstania. Nieźle się prezentuje w wojskowej czapce z orzełkiem i w powstańczej panterce. Dla większości odbiorców jest to swego rodzaju uwiarygodnienie tych słów krytyki. Powstaje naturalny ciąg skojarzeń. Skoro widać ją w mundurze powstańczym to jest oczywiste, że nie wypowiada się tchórz i ktoś kto znalazł w sobie odwagę by walczyć. Tym samym krytyka Powstania nabiera doniosłości i wagi.

Znalazłem w sieci nawet porównanie Świrszczyńskiej jako krytyka powstania do równie sceptycznego wobec tego zrywu, późniejszego marszałka sejmu Wiesława Chrzanowskiego. Niby wszystko się zgadza. Tu sanitariuszka, uczestniczka powstania a tam bojownik batalionu NOW-AK: Gustaw”, a potem batalionu „Harnaś”.

Stanowczo odrzucam to porównanie. Obu tych życiorysów nie można porównywać. Anna Świrszczyńska już przed wojną jako redaktorka małego „Płomyczka” pracowała w Związku Nauczycielstwa Polskiego, który wówczas był pod silnym wpływem komunistów. W 1936 roku poetka wzięła udział w strajku nauczycieli protestujących przeciwko zawieszeniu działalności Zarządu Głównego ZNP, który z kolei ściągnął na siebie kłopoty akceptując jeden z numerów „Płomyka”, w którym znalazła się apologia Związku Sowieckiego jako nowoczesnego państwa budującego przodujący przemysł.

Podczas okupacji Anna Świrszczyńska przebywała w Warszawie i łączyła prace zarobkowe takie jak sprzedawczyni, salowa w szpitalu, kelnerka w cukierni czy roznosicielka pieczywa z kontynuowaniem pracy literackiej. Autorka wzięła udział w Powstaniu Warszawskim jako sanitariuszka. Ale po wojnie szybko zaakceptowała nowy reżim. Pracując w latach 1946-1950 na stanowisku kierownika literackiego Państwowego Teatru Młodego Widza w Krakowie zaakceptowała kolejne zmiany pchające teatr w kierunku placówki frontu ideologicznego. Jak podaje Wikipedia od 1951 roku całkowicie poświęciła się twórczości literackiej. Gdy 8 lutego 1953 roku władze komunistyczne aresztowały grupę duchownych katolickich, którzy zostali skazani na karę śmierci w sfingowanym procesie pokazowym, Świrszczyńska wraz z innymi literatami podpisała rezolucję Związku Literatów Polskich w Krakowie wyrażającą poparcie dla stalinowskich władz PRL, które rozpoczęły akcję przeciwko kościołowi. Jej zaangażowanie polityczne było nagradzane. Już w 1957 roku władze PRL odznaczyły ją Krzyżem Kawalerskim Orderu Polonia Restituta, a 18 lat później Krzyżem Oficerskim Odrodzenia Polski. Autorka skupiała się na twórczości dla dzieci i młodzieży. Jej wiersze są wysoko oceniane przez krytyków.

Dlaczego piszę o Świrszczyńskiej? Dlatego że nie akceptuję tego, że krytycy powstania przedstawiają ją jako sumienie Powstania. Jej wiersze krytyczne wobec dowódców, którzy wszczęli ten zryw mogły być wyrazem jej osobistych poglądów w nastroju popowstaniowej goryczy. Ale w miarę czasu doskonale wpisywały się też w taktykę komunistów przedstawiania dowódców powstania jako niegodziwców. Gdyby Świrszczyńska trzymała się z dala od władzy i nie miała na koncie tak haniebnego podpisu jak wsparcie sfingowanego procesu kurii krakowskiej, znacznie chętniej przyznałbym jej prawo do oceniania Powstania. Ale po wojnie bardzo szybko przystała do obozu władzy i to rzuca na nią poważny cień. Dlatego ostrzegam wszystkich z prawej strony, którzy posiłkują się jej poezją w krytyce powstania, by pamiętali, że cytują kogoś kto po wojnie bardzo szybko przystał do czerwonego obozu. A to spora różnica.

Piotr Semka