Nazwisko to stało się głośne w 1984 roku, kiedy to Piotr Bartoszcze, młodszy brat Romana został znaleziony w studzience melioracyjnej we wsi Sławęcin koło Inowrocławia ze śladami bicia i duszenia. Piotr Bartoszcze był działaczem „NSZZ Rolników Indywidualnych Solidarność”. W kwietniu 1981 roku zasłynął jako jeden z głównych sygnatariuszy porozumień bydgoskich z władzami PRL, w wyniku których zalegalizowano wiejskie związki zawodowe.
Internowany w stanie wojennym wraz z bratem Romanem kontynuował podziemną działalność, co ściągało na niego liczne represje komunistycznej Służby Bezpieczeństwa. Grożono mu śmiercią. Nic dziwnego, że gdy znaleziono jego ciało, powszechnie uznano, że jest to dzieło bezpieki. Oficjalne śledztwo komunistycznej prokuratury w sprawie jego śmierci nigdy nie przyniosło żadnych efektów, co jeszcze wzmocniło przekonanie, że stał się męczennikiem Solidarności.
Po 1989 roku starszy brat Piotra, Roman, który również działał w Solidarności Rolniczej szybko wysunął się na czoło niezależnego ruchu chłopskiego. Grono jego współpracowników zamierzało stworzyć jakąś nową formę partii chłopskiej, która nawiązywałaby do tradycji PSL Stanisława Mikołajczyka z lat 1945-47. I to właśnie grupa skupiona wokół Romana Bartoszcze otrzymała od emigracyjnej PSL zgodę na przejęcie tradycji partii, która sama miała w swej historii pamięć o licznych działaczach ludowych zamordowanych przez bezpiekę w pierwszych latach po wojnie.
W 1989 roku Roman Bartoszcze wystartował w wyborach do Sejmu z list Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” i został wybrany. W 1990 roku zgłosiła się do niego grupa działaczy dotychczasowego postkomunistycznego Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i zaproponowała mu, by został wraz z grupą swoich działaczy nowym prezesem połączonej partii, która przejęłaby nazwę i dziedzictwo PSL-u emigracyjnego. Aby podkreślić wagę i szacunek, jaki stary ZSL przyznawał nowemu liderowi zaproponowano, by oprócz przywództwa został też kandydatem tej partii w wyborach prezydenckich 1990 roku. Oznaczało to kandydowanie przeciwko Lechowi Wałęsie, z którym Roman Bartoszcze był emocjonalnie związany, ale nowy lider PSL uznał, że jest to konieczne dla wprowadzenia nowej zjednoczonej partii chłopskiej na scenę polityczną.
W pierwszej turze wyborów 25 listopada 1990 roku Bartoszcze uzyskał 7,15 proc. zajmując piąte miejsce wśród sześciu startujących wówczas kandydatów. Aktyw starego ZSL, który do niedawna jeszcze łasił się do solidarnościowego działacza chłopskiego - teraz nagle pokazał swoje prawdziwe intencje. Roman Bartoszcze i grupa jego zwolenników, którzy zgodzili się przejść do nowej, rzekomo zjednoczonej partii, przestał już być potrzebny po przechwyceniu przez stary ZSL szyldu i tradycji PSL mikołajczykowskiego. Zaczęły się krytyki Bartoszcze pod zarzutem uzyskania przez niego rozczarowująco małej liczby głosów.
Każdy, kto znał ówczesną politykę wiedział, że w sytuacji kiedy startował i Wałęsa i Tadeusz Mazowiecki, i Stanisław Tymiński, a jeszcze dodatkowo Włodzimierz Cimoszewicz jako reprezentant postkomunistów – zajęcie innego miejsca jak piąte było nie do pomyślenia. Ale hasło, że „Bartoszcze nas zawiódł” było de facto sygnałem do pozbycia się obcego ciała z obciążonej PRL-em partii. W czerwcu 1991 Bartoszcze utracił kierownictwo PSL. Nowym prezesem PSL wybrano Waldemara Pawlaka. Roman Bartoszcze zrozumiawszy jak perfidnie został wykorzystany, odszedł z hukiem z partii. Po pewnym czasie stworzył ze swoich ludzi nowe ugrupowanie Polskie Forum Ludowo-Chrześcijańskie „Ojcowizna”. Była to jednak niewielka partyjka. Jak żartowano wtedy - takie formacje miały nazwy składające się z większej ilości członów niż miały działaczy.
Nowe ugrupowanie nie wyróżniało się zbytnio z całego tłumu ugrupowań nawiązujących do tradycji ludowej lub chrześcijańskiej. Romana Bartoszcze przygarnęło Porozumienie Obywatelskie Centrum i w wyborach 1991 roku kolejny raz dostał się dzięki Jarosławowi Kaczyńskiemu do sejmu. W 1997 roku ta sztuka się już nie udała. Kandydował wówczas z Narodowo-Chrześcijańsko-Demokratycznego Bloku dla Polski - efemerycznej partii, o której szybko zapomniano.
Raz jeszcze wystąpił publicznie w wyborach prezydenckich w 2010 roku popierając kandydaturę Marka Jurka. Potem wycofał się z polityki. Zmarł 31 grudnia 2015 roku. Wcześniej prezydent Lech Kaczyński odznaczył go w 2006 roku za opozycyjne zasługi Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Losy Romana Bartoszcze to idealna ilustracja jak ugrupowania postkomunistyczne sprawnie używały niewyrobionych działaczy opozycyjnych do przemalowywania swoich ugrupowań na nowy demokratyczny kolor. Skala cynizmu i bezwzględności jaką zastosowano wobec działacza Chłopskiej Solidarności z Kujaw była jednak, nawet na ówczesne czasy, wyjątkowa. Warto o tym pamiętać, gdy dziś PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza z dumą prezentuje się jako spadkobierca tradycji Wincentego Witosa.