Sprawa dotyczyła wpisów opublikowanych przez Waldemara Kuczyńskiego na serwisie X w 2021 roku, w których sugerował on, że prezydent Lech Kaczyński współodpowiada za tragedię smoleńską. W jednej z wypowiedzi stwierdził m.in., że Lech Kaczyński był „głównym sprawcą tej tragedii”, oraz że „nie powinien leżeć na Wawelu i być wynoszonym na pomniki”.
Sąd I instancji uznał, że doszło do bezprawnego naruszenia dóbr osobistych Jarosława Kaczyńskiego w postaci prawa do czczenia pamięci brata. Nakazano przeprosiny. Jednak Sąd Apelacyjny w Warszawie, rozpatrując sprawę 10 grudnia 2024 roku, wydał zgoła inny werdykt. Uznano, że choć wpisy „w sposób oczywisty naruszają sferę uczuć powoda”, to nie mają „znamion bezprawności”.
Jak stwierdzono w uzasadnieniu, „Kuczyński włączył się w debatę publiczną, korzystając z konstytucyjnej wolności wypowiedzi oraz prawa do otrzymywania i przekazywania informacji”. W ocenie sądu spór dotyczył kolizji wartości – dóbr osobistych i wolności słowa – którym „nie można przyznać abstrakcyjnego pierwszeństwa”.
Na ten wyrok ostro zareagowała Agnieszka Romaszewska. „Można o kimś, bez najmniejszych dowodów, powiedzieć, że odpowiada za śmierć 92 ludzi i nic! To jest OK. Można” – skomentowała z goryczą na Facebooku..
Jeszcze mocniejszy głos zabrzmiał ze strony Małgorzaty Wassermann, córki jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej. „Nie wierzę własnym oczom, czytając uzasadnienie sądu” – napisała. Przypomniała, że „w świetle zgromadzonego materiału dowodowego jedynymi osobami, którym postawiono zarzuty za doprowadzenie do katastrofy i umyślne błędne sprowadzenie samolotu do lądowania są rosyjscy kontrolerzy lotu”. Jak podkreśliła, „w dokumentach zebranych przez wszystkie prokuratury – zarówno za czasów Seremeta, Ziobry, jak i Bodnara – nie ma ANI JEDNEGO dowodu na to, że ktokolwiek, a zwłaszcza śp. Prezydent Lech Kaczyński, w jakikolwiek sposób ingerował w pracę pilotów”.
Wassermann jednoznacznie oceniła wpisy Kuczyńskiego jako kłamliwe i krzywdzące: „Pan Kuczyński skłamał, a jego wypowiedź narusza dobra osobiste – to działanie nie tylko bezprawne, ale również zawinione”. Wyrok nazwała „policzkiem dla wymiaru sprawiedliwości” i „farsą z polskiej ochrony prawnej”.
Jej zdaniem wyrok stanowi niebezpieczny precedens i może doprowadzić do eskalacji społecznego gniewu: „Wymiar sprawiedliwości musi zostać głęboko zreformowany, albo – obawiam się – dojdzie do samosądów. Chyba że właśnie na to liczą ci, którzy dziś orzekają”.
Sąd apelacyjny zaznaczył, że jego zadaniem nie było to ozstrzyganie przyczyn katastrofy smoleńskiej, a jedynie ocena granic dopuszczalności wypowiedzi publicystycznych. W ocenie sędziów, choć słowa Kuczyńskiego są ocenami kontrowersyjnymi, to mieszczą się w ramach prawa do interpretacji faktów publicznie znanych.
Wyrok, choć ostateczny, nie zakończył debaty. Wręcz przeciwnie – ponownie otworzył ją na nowo, tym razem z pytaniem: czy wolność słowa może oznaczać prawo do oskarżeń bez dowodów?