Kościół to nie tylko szpital, w którym chorzy duchowo odzyskują zdrowie, nie tylko szkoła wychowująca ludzkość, to również dobrze zorganizowana armia tocząca walkę ze złem na ziemi. Ta wizja Kościoła została wypracowana w połowie III wieku, szczególnie przez biskupa Kartaginy św. Cypriana. Potraktował on Kościół jako obóz wojskowych, jako dobrze zorganizowaną armię.

 

Głównodowodzącym tej armii jest Chrystus, Władca, Pan. Biskupi to dowódcy poszczególnych jednostek, a wierni to żołnierze Chrystusa. Wizja ta swymi korzeniami sięga do wypowiedzi Chrystusa, który mówi, że przyniósł miecz, że Jego uczniowie muszą być czujni i muszą umieć obliczać, czy mogą uderzyć na nieprzyjaciela silniejszego od siebie. Św. Paweł, nawiązując do obrazu żołnierza, mówi o uzbrojeniu chrześcijanina, o tarczy wiary.

Przy wypracowaniu tej wizji Kościoła chodziło o ukazanie jego ciągłej walki z zagrożeniami zewnętrznymi i wewnętrznymi. Zło próbuje rozkładać Kościół od środka i niszczyć go od zewnątrz. Ten rozkład od środka jest groźniejszy. Ciągle istnieją niebezpieczeństwa podziału, pretensji, wzajemnej niechęci chrześcijan do siebie. Istnieje niebezpieczeństwo błędnej interpretacji Pisma Świętego, nieposłuszeństwa biskupom, papieżowi, odrzucenia norm moralnych. To jest bardzo poważne niebezpieczeństwo. Mimo iż Chrystus tuż przed swoją śmiercią modlił się, aby byli jedno, w Kościele to zagrożenie wewnętrzne ciągle istniało i istnieje.

Kościół w czasach św. Cypriana znalazł się w sytuacji trudnej z racji dwóch groźnych prześladowań, które uderzyły w chrześcijan. Cyprian dostrzegał potrzebę zajęcia jednego stanowiska wobec prześladowców. Wiedział, że wobec zagrożenia ludzie się mobilizują, wszystkie ich sprawy schodzą na drugi plan, bo trzeba walczyć o przetrwanie. Tam gdzie jest jedność, atak nie jest taki groźny. Według św. Cypriana Kościół powinien być zorganizowany jak armia, jak obóz wojskowy. Powinny w nim być dyscyplina, regulamin, prawo, sankcje, nagrody i kary. Winny w nim być stopnie hierarchiczne utrzymujące porządek. Każdy winien być zawsze na swoim miejscu, doskonale znając swoje zadania. W tak pojętym Kościele podstawową zasadą jest posłuszeństwo. Armia wtedy jest mocna, gdy jest zdyscyplinowana, gdy jest idealnie zgodna w działaniu. Armia bez wewnętrznej dyscypliny traci swoje siły i swoje znaczenie.

Kościół jest ciągle zagrożony przez prześladowanie ze strony władz lub niechętnej opinii publicznej. W pierwszych pokoleniach takim wrogiem Kościoła numer jeden był judaizm. Żydzi prześladowali Kościół. Wystarcy prześledzić dzieje św. Pawła, aby się przekonać, jakimi środkami niszczyli jego samego i jego dzieło. Później Kościół został zaatakowany przez środowisko pogańskie, od III wieku mocno wspierane przez władzę cesarską. Od VII wieku na wielu terenach był prześladowany przez wyznawców Allacha. W takich zagrożeniach jest potrzebna jedność, czujność, gotowość do odparcia nieprzyjaciela.

W tej wizji Kościoła, rozumianego jako armia, która walczy w obronie Bożego prawa, w obronie godności człowieka, w obronie Ewangelii krystalizuje się ideał męczennika. Męczennik to żołnierz, który zginął w walce z prześladowcami Kościoła. Dlatego męczennik jest otoczony czcią, jest bohaterem. Kościół na przestrzeni wieków prawie w każdym pokoleniu ma takich bohaterów, którzy giną na polu walki. Od Jana Chrzciciela aż do naszych czasów, do Ojca Kolbe i ks. Jerzego Popiełuszki.

Jakie są plusy tej wizji Kościoła, która swymi korzeniami sięga okresu Ojców Kościoła i należy do bogactwa Objawienia. Przede wszystkim w tak rozumianym Kościele dochodzą do głosu dwie wielkie cnoty: cnota odwagi, która jest wykładnikiem dojrzałości człowieka, i cnota mądrości, która jest nastawiona na doskonałe rozeznanie przeciwnika i potrafi z nim prowadzić otwartą walkę. Dwie ważne cnoty. Żołnierz musi być odważny i mądry. Im większa mądrość i odwaga, tym wspanialszy żołnierz i mocniejsza armia, która takimi ludźmi dysponuje. To w tej koncepcji Kościoła dochodzi do głosu kształtowanie tych elementów, o których Chrystus mówi: bądźcie prości jak gołębice, a przebiegli jak węże. Wąż jest zawsze groźny, jest niebezpieczny, potrafi stoczyć walkę i wygrać. To jest ta cecha chrześcijanina, która w tej wizji Kościoła szczególnie się uwidacznia.

Warto jednak wyraźnie podkreślić, że ta wizja Kościoła jest niebezpieczna. Ona jest Boża, jest przekazywana przez świętych ludzi, jest piękna, ale bardzo łatwo może być źle zrozumiana. Na czym polega niebezpieczeństwo złego zrozumienia Kościoła ujętego jako zwarta, zdyscyplinowana, wspaniała organizacja służąca Bogu?

Pierwsze to niebezpieczeństwo tryumfalizmu, czyli zachłyśnięcia się sukcesem. Ludzie, którzy tak zrozumieją Kościół, często chcą tylko wygrywać, i to wygrywać w znaczeniu doczesnym. Wprawdzie męczennicy ukazują ewangeliczną drogę do zwycięstwa przez klęskę, jednak większość ludzi wolałaby odnieść zwycięstwo nie ponosząc klęski, a wtedy łatwo jest o tryumfalizm, który jest zdradą Ewangelii.

Drugie niebezpieczeństwo pojawia się wówczas, gdy Kościół bierze udział w walce o wartości doczesne, na przykład o wolność, kiedy kraj jest okupowany, albo o sprawiedliwość społeczną, kiedy duże grupy ludzi są krzywdzone. Stosunkowo łatwo można to zauważyć w Ameryce Łacińskiej. Kościół przez długi czas był związany z warstwami posiadającymi i stracił kontakt z warstwą ubogą i uciskaną. Obecnie przeszedł na stronę warstw prześladowanych i tak się zaangażował w walkę o sprawiedliwość społeczną, że stanął przed poważnym niebezpieczeństwem utraty swej tożsamości, bo celem działania Kościoła jest zbawienie człowieka, a nie walka o równość społeczną. Możemy to obserwować u nas. Znamy zaangażowanie Kościoła po stronie Solidarności. Ono było potrzebne, ale Kościół nie może stracić z oczu swojego zasadniczego celu, a jest nim troska o zbawienie każdego człowieka. Kościół nigdy nie może opowiedzieć się po stronie jednej partii, dlatego że każdy człowiek jest wezwany do zbawienia. Jeśli Kościół zwiąże się z jedną partią polityczną, to traci z oczu troskę o zbawienie ludzi innych partii politycznych czy społecznych.

Trzecie niebezpieczeństwo polega na tym, że Kościół walczący chętnie posługuje się środkami doczesnymi, takimi jak pieniądz, dyplomacja, nawet broń. Wystarczy wspomnieć templariuszy czy krzyżaków. To jest wielka pokusa, w gorączce walki istnieje niebezpieczeństwo, że Kościół zamiast sięgnąć po środki, którymi dysponuje Chrystus, sięga po środki, którymi dysponuje świat. A to jest klęska Kościoła.

Czwarte niebezpieczeństwo to łatwe wykorzystanie Kościoła przez potęgi polityczne i militarne istniejące w świecie. Kościół bowiem im lepiej jest zorganizowany, im wybitniejszych posiada ludzi, im doskonalsze ma kontakty międzynarodowe, tym mocniejszą jest figurą na szachownicy tego świata. Ci, którzy na tej szachownicy rozgrywają swoje partie, chcą się Kościołem posłużyć, a wtedy Kościół traci wolność.

Są to niebezpiczeństwa ukryte w niewłaściwym zrozumieniu Kościoła walczącego, który musi się zmagać z bramami piekielnymi i przez to musi mieć coś z organizacji, jaką obserwujemy w armii. Ostatnio niewiele się mówi o tak rozumianym Kościele. Starsze pokolenie jeszcze pamięta, że w uroczystość Chrystusa Króla wszystkie pieśni posiadały charakter bojowy. Ponieważ w latach dwudziestych chodziło o przeciwstawienie się ateizmowi i komunizmowi, Kościół chciał wezwać do walki i ogłosił uroczystość Chrystusa Króla, Wodza. Ostatnio to spojrzenie na Kościół zeszło na drugi plan, z czego wcale nie wynika, aby nie było prawdziwe. Ktokolwiek chce zrozumieć coś z bogactwa tajemnicy Kościoła, ten winien i od tej strony spojrzeć na Kościół. Jesteśmy żołnierzami Chrystusa i każdy z nas jest powołany do tego, aby bronić Ewangelii, wiary, Ojczyzny, godności swojej i cudzej, i jeśli to czyni, najłatwiej odnajdzie się w Kościele walczącym. Kościół będzie prowadził walkę aż do kresu dziejów. Ta walka jest możliwa do wygrania tylko wtedy, gdy żołnierze będą zdyscyplinowani, odpowiednio wyszkoleni, przygotowani i czujni na każdy atak.

Podziękujmy dziś Bogu za wszystkich bohaterów, którzy na przestrzeni dwudziestu wieków w Kościele ponieśli śmierć walcząc w obronie najwyższych wartości.

Ks. Edward Staniek, Uwierzyć w Kościół. Część pierwsza, Tajemnica Kościoła