Sławetne słowa Rzeplińskiego, a sławetny wcale nie znaczy sławny i ma zaznaczenie pejoratywne, nabrały nowego, bardzo pozytywnego znaczenia. Przez dwa miesiące cały PiS i w ostatniej fazieJarosław Kaczyńskiosobiście, zawracali Prezydenta Andrzeja Dudę na właściwą drogę. Od razu weszła w życie stara, jak świat technika dobrego i złego gliny. Za dobrego robiłJarosław Kaczyński, który w Radiu Maryja i TV Trwam przemówił bardzo koncyliacyjnym tonem, łagodząc emocje twardego elektoratu. Złych gliniarzy było co najmniej kilku, jako pierwszy ruszył niezastąpiony Marek Suski i na moje oko nie było tutaj przypadku.

Prezes PiS lubi dobierać ludzi do konkretnych zadań i do ustawiania konkretnych buntowników. Co tu dużo mówić, Suski nie uchodzi za wybitnego intelektualistę, ale wiernego żołnierza, wykonującego rozkazy bez żadnych zbędnych słów. Poszedł Suski do boju, żeby upokorzyć Prezydenta, który z kolei próbował upokorzyć PiS i Kaczyńskiego. Potem ruszyli Ziobro i Patryk Jaki. Z Pałacu dochodziły bardzo podobne głosy, z jednej strony okrągłe zdania Andrzeja Dudy, z drugiej wybryki Krzysztofa Łapińskiego, przy którym Suski jest wybitnym intelektualistą. Tak się to gotowało, bulgotało aż do wizyty Jarosława Kaczyńskiego w Belwederze, ale o tym za chwilkę.

Nikt mnie nie przekona, że Prezydent nie miał gotowych ustaw zanim je zawetował i za cały dowód wystarczą same weta. Gdyby Andrzej Duda chciał dopiec PiS mógł to zrobić na wiele sposobów mową i czynem z wyłączeniem weta. Wystarczyło ostro przemówić i skierować ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Stało się odwrotnie, po demonstracjach, rozmowie telefonicznej z Merkel, o czym mało kto już pamięta, i układach z Gersdorf, co wydaje się więcej niż pewne, Prezydent poszedł na całość. Było widać, słuchać i czuć, że zawetowanymi ustawami sądowniczymi Andrzej Duda wybija się na niepodległość i od razu swoją niepodległość uwiarygodnia.

W trakcie takich odważnych, a raczej brawurowych działań, do głowy przychodzi wiele pomysłów, stres, emocje, nowe wyzwania robią swoje. Dlatego też jeszcze jednej rzeczy nie dam sobie wmówić, mianowicie tego, że Prezydent nie myślał o budowie własnego zaplecza politycznego, alternatywnego dla PiS. Taki pomysł z pewnością się pojawił i niekoniecznie musiał mieć postać nowej partii, w co z kolei wątpię, ale Gowin i Kukiz w politycznym projekcie Prezydenta grali główne role. Tyle historii i prawdopodobnie tyle samodzielnych pomysłów Andrzeja Dudy.

Wróćmy do wizyty Kaczyńskiego i uśmiechu Prezesa PiS – symbolu tamtego spotkania. Dziś wiemy coraz więcej i kluczową informacją wydaje się to, co późnym czwartkowym wieczorem przekazały media. Michał Królikowski, główny twórca nowych ustaw sądowniczych, przynajmniej tak był przez wielu przedstawiany, znalazł się pod okiem prokuratury. O tym, że był pełnomocnikiem jednej ze spółek wyłudzających VAT i jednocześnie wiceministrem w rządzie Tuska, było jasne od dawna, ale prokuratura to „nowa jakość”. Mało chce mi się wierzyć, żeJarosław Kaczyńskio tym nie wiedział i nie wspomniał w trakcie rozmowy, ewentualnie taki sygnał, innym kanałem, poszedł przed rozmową.

Teoretycznie można się oburzać, że przecież jest to szukanie haków, gra nieczysta i w ogóle „ich koniec moralny”. Można, jeśli jest się politycznym frajerem, ale gdy się wie jak wygląda polityka, to wygląda dokładnie tak i jeszcze gorzej. Po drugie, cała rzecz zamyka się w zupełnie innej kolejności i okolicznościach. PiS nie musiał szukać żadnych haków, jeśli się słyszy człowieka przez wiele miesięcy tkwiącego w najbardziej skorumpowanym rządzie PO-PSl, który mówi, że w Sądzie Najwyższym w zasadzie nie potrzeba żadnych zmian, to każdemu rozgarniętemu obserwatorowi polskiej rzeczywistości zapali się latarnia w głowie. Nie ma przypadków, takich rzeczy nie mówią ludzie, którzy nie mieliby czegoś na sumieniu.

Obojętnie do czego dokopała się prokuratura, pewne jest, że profesor prawa nie mógł nie wiedzieć, jak działa prostacki mechanizm wyłudzania VAT, nie mógł nie widzieć, że koalicja PO-PSL nie tylko przymykała na to oko, ale otworzyła bramę złodziejom. Nie mógł też nie wiedzieć, że ten i wiele innych procederów były możliwe, bo sądy też mamy ślepe. Ewentualnie profesor prawa Michał Królikowski zrobił studia i profesurę za przysłowiowe masło i jajka, co z kolei oznacza, że powinien pisać komentarze na Onet.pl, nie ustawy sądownicze. Ciężko się też doszukiwać przypadku w pozytywnych ocenach Gersdorf, Zolla i wielu innych prawnych środowisk. Krótko i dosadnie, nie ma przypadku w takich postaciach i ich zachowaniach i to tacy ludzie stoją za suflowaniem zgubnych pomysłów Prezydentowi.

Na szczęście coraz więcej wskazuje, że rozmowa Prezesa PiS z Prezydentem ułoży wszystko po staremu. Notowania PiS idą w górę, opozycji praktycznie nie ma, gospodarka jest nad kreską, Andrzej Duda musiałby być szalony i nawet nie chodzi o drugą kadencję, żeby nie wskoczyć na właściwe tory. Poza wszystkim nie wiemy ile jeszcze takich kwiatków jest w Pałacu i wokół Pałacu, a że jest ich sporo nie ma wątpliwości, bo Prezydent sam tych wet nie wymyślił. Zostało parę dni do prezentacji ustaw prezydenckich i chyba w tym dniu nie poznamy ostatecznego kształtu sądownictwa, ale dowiemy się ile zmieniła wizyta Kaczyńskiego w Belwederze. Bawiąc się w proroka stawiałbym na dwa etapy. W pierwszym ustawy Królikowskiego zostały zmienione i to ostro, blisko do poziomu projektów PiS. W drugim komisja i poprawki sejmowe załatwią resztę. Na pytanie czy to się znów nie skończy wetem, odpowiem, że tym razem nie powinno. Kaczyński dwa razy ograć się nie da i przez dwa miesiąca przygotował się na wszystkie możliwe scenariusze. 

Matka Kurka (Piotr Wielgucki)