25 czerwca ogłoszone zostało wprowadzenie zawieszenia broni między Izraelem a Iranem. Zakończyło ono 12-dniowy konflikt tych dwóch państw. Stany Zjednoczone nie stały się stroną tego zawieszenia broni mimo, że w praktyce wzięły w nim aktywny udział. Wszystkie strony konfliktu ogłosiły o swoim zwycięstwie. Iran dlatego, że jego rakiety skutecznie miały porazić obiekty w Izraelu i dlatego, że przetrwał tę, z jego punktu widzenia – agresję. Izrael dlatego, że skutecznie obezwładnił (albo co najmniej opóźnił) irański program nuklearny i osłabił na poziomie strategicznym Iran. No a Donald Trump ogłosił sukces, ponieważ to uderzenie amerykańskich bombowców B-2 postawić miało kropkę w tym konflikcie, niszcząc, ze słów Trumpa, najważniejszą z irańskich instalacji nuklearnych – tzw. obiekt w Fordo. Co prawda eksperci i wywiady się spierają o to, na ile w praktyce to uderzenie było skuteczne, ale nie ma to znaczenia w kontekście przekonania amerykańskiej administracji, że był to niewątpliwy sukces. I trzeba przyznać, że sam fakt, iż to uderzenie zatrzymało eskalację, a nie uwikłało USA w długotrwały konflikt, jest wielkim sukecesm. 

Tak czy inaczej, po ogłoszeniu tego sukcesu, Donald Trump, prawdopodobnie zakładając, że wzmocnił on jego pozycję na arenie międzynarodowej, wrócił do rozmów na temat Ukrainy. Kolejna rozmowa prezydenta USA z Władimirem Putinem trwała ponad godzinę i wbrew oczekiwaniom Trumpa... zakończyła się tak samo, jak i wszystkie poprzednie rozmowy. Rosyjska strona scharakteryzowała tę rozmowę jako bardzo przyjazną i pozytywną. Która co prawda do ustalenia żadnych konkretów nie doprowadziła. Z wyjątkiem uzgodnionej rosyjskiej propozycji wymienienia się filmami, które będą podkreślać wartości tradycyjne obu narodów. 

Reakcja Donalda Trumpa okazała się odmienna od reakcji na poprzednie rozmowy. Po pierwsze strona amerykańska nie wystąpiła z dłuższym komunikatem odnośnie treści rozmowy. Wszystko, co o niej wiemy pochodzi od Rosjan. Po drugie sam ton komentarzy Trumpa na temat tej rozmowy był dość ostry. Powiedział on, że jest rozczarowany prezydentem Rosji i że wątpi, czy Putin nadal chce pokoju na Ukrainie. Oczywiście nie wiemy, na ile to rozczarowanie realnie przełoży się na jakiekolwiek działania. Ale warto zauważyć, że następnego dnia Trump przeprowadził tak samo długą rozmowę z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełeńskim. Strona ukraińska określiła tą rozmowę jako najbardziej pozytywną pod względem jej skutków ze wszystkich, które miały miejsce.

Pomimo wcześniejszych informacji o zatrzymaniu pomocy militarnej dla Ukrainy, Donald Trump miał uzgodnić z Zełeńskim wzmocnienie przez USA obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej Ukrainy. Co może skutkować odwieszeniem i kontynuacją dostaw dla Ukrainy. Ale poza tym prezydenci uzgodnili też kwestię współpracy sektorów zbrojeniowych USA i Ukrainy, czym wcześniej amerykańska administracja raczej nie była żywo zainteresowana. Jest to o tyle ważne, że wskazuje na plany strategicznej współpracy dwóch krajów w tym sektorze i wspólnej produkcji dronów. Co trudno byłoby zrobić w sytuacji, jeżeli Ukraina zagrożona jest upadkiem. 

Tak czy inaczej w trakcie swoich kontaktów z Moskwą, administracja Donalda Trumpa zrobiła cały szereg ustępstw wobec Rosji. Przede wszystkim została przełamana izolacja dyplomatyczna Rosji. Ta ze strony zachodu. Co dla Rosji jest nie bez znaczenia samo w sobie. Ale nie tylko to, przez ten cały czas Stany Zjednoczone większy nacisk robiły na Ukrainę, a nie Rosję, by skłonić Kijów do uległości w rozmowach. Stany Zjednoczone pozbawiły Ukrainę wsparcia militarnego, ponieważ od pół roku nie słychać o żadnym nowym pakiecie, co biorąc pod uwagę czas potrzebny amerykańskiej logistyce na dostarczenie tej pomocy oznacza, że Kijów niedługo tak czy inaczej zostanie bez dostaw z USA. Stanie się tak nawet, jeśli jutro zostanie ogłoszona nowa pomoc militarna dla Ukrainy. Dotrze na Ukrainę z wielomiesięcznym opóźnieniem. Co z kolei prowokuje Rosję do eskalacji, ponieważ Kreml wie, że nastąpi niedługo dobry moment dla nowej ofensywy na osłabioną Ukrainę. W rozumieniu Waszyngtonu natomiast, te ustępstwa miałyby posłużyć jako inwestycja w odbudowę stosunków z Rosją. A ta odbudowa niewątpliwie miałaby bazować co najmniej na zatrzymaniu wojny i wprowadzeniu zawieszenia broni. No a Rosjanie to traktują inaczej. Nie widzą przyczyn, dlaczego mieliby cokolwiek dać Amerykanom w zamian, skoro dostają te korzyści bezpłatnie. Rosjanie wabią administrację Trumpa perspektywą współpracy ekonomicznej i handlowej w przyszłości, jednocześnie w kontekście Ukrainy jeszcze bardziej zaostrzają swoją retorykę i eskalują swoje żądania.

Wcześniej czy później Waszyngton będzie zmuszony uświadomić sobie, że ma tylko dwie opcje do wyboru. Albo pozostawić Ukrainę i czekać, aż upadnie, by pózniej odbudować z Rosja stosunki, ignorując kwestię Ukrainy jako nieistotną. Albo należy zacząć wspierać Ukrainę po to, by zmusić Rosję do poważnej rozmowy z USA. Droga ustępstw wobec Moskwy nie daje żadnego pozytywnego efektu.  

Mikołaj Susujew